Przejdź do głównej zawartości

Czy dziewczyny są "gupie"?



Żeby nie przedłużać napięcia od razu piszę, że nie. Chłopcy też nie są "gupi". Ale...

Tak się składa, że ostatnio dość często przebywam w towarzystwie mam dzieci w wieku starszym dziecięcym i młodszym nastoletnim. Czyli jakieś 7 - 13 lat. Mamy chłopców często spotykają się z taką opinią swoich synów, że "dziewczyny są gupie". Oczywiście za każdym razem podkreślają, że chłopiec podłapał to od kolegów.

I wiecie co? Ja też pamiętam, że w tym wieku koledzy byli dla mnie okropni. A były to czasy "Złotych myśli", czyli zeszytów z pytaniami, w których wybrane osoby wypisywały odpowiedzi. Częstym i rzecz jasna ciekawym dla wszystkich pytaniem było to o sympatię i antypatię. Ja jako antypatię podawałam zawsze te same, tajemnicze inicjały, czyli "C.Ł., Z. K., C.A." I uwaga, właśnie dokonuję rozszyfrowania tych tajemniczych inicjałów: a mianowicie byli to "Chłopcy z klasy czwartej A", której, jak nietrudno się domyślić, byłam uczennicą.

No więc czym moi koledzy zasłużyli sobie na to zaszczytne miano? Przede wszystkim usuwaniem mnie z miejsca, kiedy akurat udało mi się zająć bardziej dogodną dla mnie ławkę na lekcji, wyśmiewaniem mojego wyglądu (niestety byłam wtedy bardzo dobrą uczennicą, nosiłam okulary i miałam bardzo nienachalną urodę; do tego wszystkiego ubierałam się bardzo niemodnie jak na tamte czasy - nosiłam ciuchy z niemieckich ciucholandów, a wtedy był to obciach), przekręcaniem moich słów, żeby było śmieszniej i ogólną chęcią bycia wrednym wobec mojej skromnej osoby.

Nietrudno się chyba domyślić, że w tamtych czasach, sama uważałam, że "chłopcy są gupi".

Pytanie, co pozwalało chłopcom na takie traktowanie mnie i innych dziewczynek w klasie? Zapewne to wyniesione nie wiadomo skąd przekonanie, że "dziewczyny są gupie", które trzeba dziewczynkom na każdym kroku pokazywać. 

Oczywiście miałam i koleżanki, które kolegów z mojej klasy jeszcze nakręcały do takiego zachowania (szczególnie jeśli którejś koleżanki nie lubiły) i też takie, które na takie zaczepianki reagowały uśmiechem. I one często były potem uważane za te "w porządku".

A teraz tak po latach myślę sobie: facet ją obraża, a ona to traktuje z uśmiechem, bo "to normalne u chłopców w tym wieku"? Bo w ten sposób okazuje jej sympatię? Bo teraz co prawda nie chce się z Tobą bawić, ale zobaczysz, że kiedyś będzie się bić o Twoje towarzystwo? Syriusli? Czy dorośli naprawdę nadal tak to tłumaczą swoim dzieciom?

Nietrudno się chyba domyślić, że ja się za takie zaczepki obrażałam, wkurzałam i kiedy po czasie moi koledzy zachowywali się wobec mnie "normalnie", to ja już byłam tak zmęczona tym wrednym zachowaniem, że na każdą próbę nawiązania kontaktu reagowałam agresją, czyli słynnym "odwal się". I wymagało to baaaardzo dużo czasu zanim zaczęłam zauważać, że mój kolega wcale nie chce ze mnie poszydzić, tylko zwyczajnie pogadać.

No to teraz kolejne pytanie: co pozwala chłopcom na bycie tak wrednym w tym wieku dla innych dziewczynek? 

Kiedyś się spotkałam z taką opinią od moich koleżanek, które wolały towarzystwo mężczyzn niż kobiet (bo przecież powszechnie wiadomo, że faceci są bardziej wartościowi niż dziewczyny), że w pewnym wieku koleżanki te były uważane za "lepsze" od innych dziewczyn, bo dziewczyny to wiadomo, że się malują, interesują tylko ciuchami i kosmetykami, czytają romanse i bawią się lalkami. A one są takie normalne i tego nie robią (chociaż z tego co pamiętam, to te  właśnie "normalne" dziewczyny najbardziej się malowały i najbardziej dopasowywały się do tego typu stereotypów albo wręcz przeciwnie; powszechnie chwaliły się swoimi męskimi zachowaniami i zainteresowaniami - tak, z pewnością przemawia przeze mnie zazdrość).

Inna znowu znajoma, matka trójki chłopców, kiedyś mi powiedziała, że ma tyle testosteronu w domu, bo przecież to normalne, że chłopcy się biją, oglądają mecze i ciągle rywalizują między sobą, a dziewczynki to się tylko foszkują na siebie.

Hmmmm...

O tych dziewczyńskich "foszkach", czyli bijatykach na śmierć i życie, to się nie będę wypowiadać, bo wydaje mi się, że moja siostra ma dużo więcej do powiedzenia na ten temat.

Jeśli zaś chodzi o to bawienie się lalkami, malowanie i czytanie romansów...

Bawiłam się lalkami, czytałam romanse i malowałam się jako dziecko, często podbierając mojej mamie cienie do oczu i eksperymentując z nimi. Nigdy jednak nie wychodziłam tak z domu (a już w żadnym wypadku do szkoły), bo chciałam jedynie sprawdzić czy uda mi się odtworzyć makijaż z, na przykład, Bravo Girl (spoiler: nie udawało się i do tego makijaże te wybitnie mi nie pasowały). Skutek tego był jednak taki, że kiedy już byłam w odpowiednim wieku, żeby się malować, mój makijaż był baaaaaardzo minimalistyczny (i taki zresztą został do dziś).

Ale oprócz tego bawiłyśmy się na hałdach i w ruinach po starych kopalniach w poszukiwaczy skarbów albo w podróżników przemierzających dżunglę, albo w palanta (czyli taki uproszczony baseball). Ale nie grałam w piłkę nożną, bo mnie nie bawiła. Chociaż moje koleżanki bardzo to lubiły i nasi koledzy nie mieli nic przeciwko. Wręcz przeciwnie.

Budowałyśmy sobie też różne "kluby" z kocy i ze starych desek, a nasi koledzy (za wyjątkiem trzech Tomków, którzy nigdy nie mieli problemu z tym żeby się bawić z dziewczynami) pojawiali się w naszym pobliżu tylko po to, żeby nam zepsuć zabawę. Bo przecież "dziewczyny są gupie" i na pewno tylko udają że się nie bawią lalkami w dom po to żeby im zaimponować, prawda?

Jeśli chodzi o naukę, to powszechnie uznano mnie (i ja po pewnym czasie, też sama się uznałam) za typową humanistkę. Dlaczego? No ok. Z matematyki miałam czwórkę, a z polskiego piątkę. I w tę czwórkę z matematyki musiałam włożyć trochę więcej wysiłku, niż w piątkę z polskiego, bo na polskim wypracowania jakoś tak "same się pisały" (bo czytałam dużo książek i miałam tak zwane "lekkie pióro") no i miałam też świetne polonistki, które swoim przedmiotem potrafiły mnie zainteresować, w przeciwieństwie do nauczycielek fizyki i chemii, które jak gdyby nie zauważały, że rozwiązywanie zadań z chemii i fizyki nie wymagało ode mnie żadnego wysiłku, ale zaraz zauważyły, że z materiałów o właściwościach różnych substancji, które trzeba było opanować pamięciowo (czego bardzo mi się nie chciało robić) dostałam tróję zamiast jakiejś czwórki i piątki i uznały, że to normalne, że dziewczynom fizyka i chemia idzie dużo gorzej prawda? Dziewczyny niech się lepiej zainteresują czytaniem romansów.

Albo taka sytuacja na studiach. Kiedy któryś z naszych kolegów na konwersatoriach, na których głównie opierają się studia polonistyczne, rzucił jakąś zabawną uwagę, całkowicie abstrahującą od tematu tego konwersatoria, wykładowca czy też wykładowczyni z sympatią się uśmiechali. Kiedy natomiast na taką uwagę odważyła się któraś z, dużo liczniejszych zresztą, koleżanek, natychmiast wbijana była jej szpila szyderstwa. W sumie dzisiaj nazwane by to zostało dyskryminacją systemową, ale to było dwadzieścia lat temu i każdemu z uczestników tych konwersatoriów taka sytuacja wydawała się całkowicie normalna.

Co to jest ta dyskryminacja systemowa? Jak pisze Rzecznik Praw Obywatelskich na swojej stronie

To sytuacja, w której człowiek ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, narodowość, religię, wyznanie, światopogląd, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną,  jest traktowany mniej korzystnie niż byłby traktowany inny człowiek w porównywalnej sytuacji.

 Moim zdaniem przedstawione wyżej przykłady całkowicie kwalifikują się do powyższej definicji. To przekonanie chłopców, że "dziewczyny są gupie" pozwalało im na wredne traktowanie tych koleżanek, które (o dziwo - jak to teraz zauważam), nie malowały się, nie interesowały się ciuchami i kosmetykami, nie bawiły się lalkami w dom (albo przynajmniej nie tylko), nie obgadywały swoich koleżanek i nie uśmiechały się grzecznie, wyrażając tym samym akceptację dla tak zwanych "końskich zalotów". Żeby było śmieszniej rodzice zarówno chłopców i dziewczynek uważali taką sytuację za normalną. Bo to normalne, że "dziewczyny są gupie" i należy traktować to z pobłażliwością.

Żeby było jeszcze śmieszniej, niektórym mężczyznom (i kobietom, które "lepiej dogadują się z facetami niż z laskami") takie przekonanie nie przeszło do dziś, dzięki czemu pozwalają sobie na wielce seksistowskie żarty w stosunku do kobiet (bo to przecież normalne, że dziewczynom zależy tylko i wyłącznie na zaciągnięciu faceta przed ołtarz, dlatego każda dziewczyna stara się spełnić na początku wszystkie oczekiwania faceta, a jak ich nie spełnia, to się ich nie szanuje prawda? Więc najlepiej je wykorzystać i zaciągnąć do łóżka i porzucić, zanim ona zaciągnie Cię przed ołtarz i tym samym wykorzystać ją zanim ona wykorzysta Ciebie prawda?- tu następuje męski rechot) i pozwalają sobie na lekceważenie kompetencji swoich koleżanek i sprowadzanie ich do roli tej "od papierków", gdy tymczasem moim zdaniem, ktoś kto nie potrafi ogarnąć swoich "papierków" i samodzielnie sporządzić, zaplanować i zorganizować sobie dnia, sam jest zwyczajnie "gupi" (dotyczy to zarówno kobiet i mężczyzn).

Nie da się ukryć, że dyskryminacja systemowa, która utrudnia kobietom dostęp do wyższych stanowisk czy też zwyczajnie pozwala na lekceważenie ich kompetencji czy nawet opinii (no chyba że są to opinie oparte na obgadywaniu swoich koleżanek - bo to przecież takie kobiece) stanowi duży problem w naszym społeczeństwie i mogłabym mnożyć przykłady takich zachowań, chociaż zdaję sobie sprawę, że i ten wpis pewnie znaczna część czytelników uzna za feministyczne brednie. Bo przecież będzie dużo lepiej i "normalniej" jeśli kobiety przestaną zawracać sobie swoje "śliczne główki", takimi sprawami jak pieniądze, samochody, sport, polityka. Pozwólmy im na to, żeby sobie były takie "gupie", bo to przecież takie kobiece. Do tego kobiety to bardzo skomplikowane istoty, więc nawet jeśli wyłożą Ci coś dokładnie, to lepiej to zbyć i zlekceważyć, bo przecież kobiety lubią wszystko komplikować prawda?

Panowie (i Panie chociaż w mniejszości) nie bądźcie "gupi". I nie pozwólcie swoim dzieciom, na tego typu przekonania, jeśli na starość chcecie żyć w szczęśliwych społecznościach. Bo to nie jest fajne dla gnębionych przez tego typu przekonania dzieci, które wcale nie są słabeuszami, tylko nie wpisują się w takie odgórnie nałożone, przez co niektórych, schematy. Uniemożliwi to tylko waszym dzieciom poznanie naprawdę fajnych i wartościowych przyjaciół. Naprawdę. Znam to z autopsji ;)

Z góry bardzo dziękuję



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rękopis znaleziony w starych dokumentach

Zabawne jakie rzeczy można znaleźć wśród starych szpargałów, do których nikt normalny nie przywiązuje żadnej wagi. Można znaleźć na przykład taki kawalerski krzyż odrodzenia Polski. Niby nic nadzwyczajnego, bo przecież górnikom nadawano takie odznaczenia zawsze po 30 latach pracy i dlatego nazywany był orderem chlebowym, z racji tego że dawał on prawo do specjalnych dodatków do emerytury. Nie zmienia to jednak faktu, że moja babcia, kiedy mój dziadek przyniósł ten krzyż, wzniosła podobno oczy do nieba wzdychając: "Kolejny krzyż. A coś do tego dostałeś jeszcze?", na co mój dziadek odparł z zadowoleniem "Dyplom", nie rozumiejąc pewnie w ogóle nastawienia babci. No ale co jeszcze można znaleźć w takich szpargałach. Można znaleźć jeszcze świadectwa szkolne dziadków, które raczej nie odznaczały się wybitnymi osiągnięciami, co jednak nie przeszkodziło dziadkom w zrobieniu kariery zawodowej. Można znaleźć również świadectwa różnych działań hobbystycznych dziadkó...

O uprzejmości, życzliwości i dobrym wychowaniu słów kilka

Może na początek wprowadźmy definicję słowa "uprzejmość". Moja ulubiona definicja tego słowa (już nie pamiętam, gdzie ją wyczytałam) mówi o tym, że jest to postawa szacunku, życzliwości i taktu wobec innych osób, przejawiająca się w zachowaniu, mowie i gestach. Jest to cecha charakteru, która pozwala na nawiązywanie i utrzymywanie dobrych relacji z innymi ludźmi. Podstawowymi elementami uprzejmości są szacunek dla innych osób i ich odczuć, życzliwość i gotowość do pomocy, takt i umiejętność unikania konfliktów, a także umiejętność słuchania i zrozumienia innych oraz stosowanie grzecznościowych form i zwrotów. Odkąd pamiętam, zawsze zwracano mi uwagę na dobre maniery. Problem polegał na tym, że kiedy zachowywałam się zgodnie z tymi normami, często byłam przedrzeźniana i wyśmiewana, że jestem zbyt "ugrzeczniona" i "miła". Często też z tego powodu byłam, że tak powiem "zlewana". Kiedy mówiłam otwarcie, że czyjeś zachowanie mi nie odpowiada i że nie ...

Najmłodsza wyborczyni Janusza Korwina-Mikkego

  Najmłodszą wyborczynią Janusza Korwin-Mikkego w 2000 roku byłam ja. Gdybym teraz spotkała siebie osiemnastoletnią, potrząsnęłabym sobą i powiedziałabym jasno i wyraźnie. Sabrina, to, że teraz nie odróżniasz jeszcze poglądów liberalnych od konserwatywnych i wszyscy wokół Ciebie odżegnują się od Lewicy, bo Lewica to "stare, czerwone komuchy", to wcale nie znaczy, że musisz koniecznie zagłosować na szefa ówczesnej Unii Polityki Realnej, z którego światopoglądem nawet teraz się zupełnie nie zgadzasz. Nawet jeśli sama jeszcze o tym nie wiesz. Nawet jeśli otoczona jesteś ludźmi, którzy teraz za słuszne uważają prywatyzację służby zdrowia, edukacji i likwidację podatków, bo dzięki temu benzyna zamiast 3 złotych będzie kosztować 70 groszy (no bo przecież VAT i akcyza to zwykła kradzież, a wszyscy politycy to złodzieje). Wolny rynek przede wszystkim. W tamtym czasie nie było jeszcze powszechnego dostępu do Internetu, gdzie można by za pomocą takiego Latarnika wyborczego sprawdzić, d...