Może na początek wprowadźmy definicję słowa "uprzejmość". Moja ulubiona definicja tego słowa (już nie pamiętam, gdzie ją wyczytałam) mówi o tym, że jest to postawa szacunku, życzliwości i taktu wobec innych osób, przejawiająca się w zachowaniu, mowie i gestach. Jest to cecha charakteru, która pozwala na nawiązywanie i utrzymywanie dobrych relacji z innymi ludźmi. Podstawowymi elementami uprzejmości są szacunek dla innych osób i ich odczuć, życzliwość i gotowość do pomocy, takt i umiejętność unikania konfliktów, a także umiejętność słuchania i zrozumienia innych oraz stosowanie grzecznościowych form i zwrotów.
Odkąd pamiętam, zawsze zwracano mi uwagę na dobre maniery. Problem polegał na tym, że kiedy zachowywałam się zgodnie z tymi normami, często byłam przedrzeźniana i wyśmiewana, że jestem zbyt "ugrzeczniona" i "miła". Często też z tego powodu byłam, że tak powiem "zlewana". Kiedy mówiłam otwarcie, że czyjeś zachowanie mi nie odpowiada i że nie mam ochoty być tak traktowana, najczęściej słyszałam w odpowiedzi "A co Ty nie powiesz?" albo też, że jestem "przewrażliwiona". Kiedy po tak lekceważącym traktowaniu sprzeciwu wobec naruszania (teraz tak to się nazywa) moich "granic" wkurzałam się i obdarzałam interlokutora ironicznymi komentarzami i niewybrednymi obelgami (no bo przecież nawet najcierpliwszemu człowiekowi w końcu puszczają nerwy, kiedy traktuje się go lekceważąco), widziałam przerażenie w jego oczach i komentarze że albo jestem "dziwna", "agresywna" albo że wcale nie jestem taka "miła" za jaką chcę uchodzić. Tak jak gdyby uchodzenie za "miłą" i nie "dziwną" było celem mojego zachowania. Do tej pory się tak zastanawiam, jak to się stało, że moim ówczesnym znajomym nie przyszło do głowy, że ja po prostu nie lubię być lekceważona?
Jakiś czas temu, na kanale "Ciekawych historii", pojawiła się pierwsza część dokumentu o Donaldzie Trumpie, która zaczyna się od jego słów, w których objaśnia on, że świat składa się z ludzi, którzy posiadają tak zwany "instynkt zabójcy" oraz tych, którzy takiego instynktu nie posiadają.
W 2003 roku Donald Trump wystąpił w programie typu reality show pod tytułem "Praktykant", gdzie jednym z jego znaków rozpoznawczych było używanie wyrażenia "You're fired", którego to wyrażenia, ku uciesze gawiedzi, nagminnie używał w swojej kampanii w 2024 roku.
Moją uwagę zwrócił fragment tego reality show, w którym jednemu z zawodników nie podoba się w jaki sposób jego konkurent traktuje swoją konkurentkę i zaczyna werbalnie odwracać uwagę swojego kolegi od "dowalania" koleżance. Spotyka się to jednak ze stanowczym oporem Donalda Trumpa, któremu bardzo się podobało jak kolega "ładnie dowalał Stephanie, a Ty Michael przerywasz mu opowiadając jakieś bzdury. On ją atakuje, chce żeby to ona została zwolniona, a Ty chcesz żeby przestał jej dowalać. Czy możesz być głupszy?"
No i oczywiście Donald Trump zwalnia Michaela, w domyśle za to, że uniemożliwił oglądanie widzom beznadziejnie głupiej naparzanki między zawodnikami.
Pamiętam, że w tamtym czasie któryś z kanałów w Polsce retransmitował talk show Jerrego Springera, w którym skłóceni ze sobą goście obrzucali się wyzwiskami i pięściami na oczach widowni. Nie potrafiłam oglądać tego programu. Dla mnie oglądanie jak dorośli ludzie naparzają się między sobą, było jak pozbawianie się mózgu. Beznadziejnie puste, głupie i przede wszystkim bezsensowne.
Tak się jednak składa, że Donald Trump i producenci programu Jerry'ego Springera zauważyli jedną ważną (chociaż, moim zdaniem, beznadziejnie głupią, która nie działa na lubiących "włączać myślenie" widzów) rzecz.
Ludzie z tak zwanym "instynktem zabójcy", którzy według Donalda Trumpa odnoszą sukces, to osoby, dla których uprzejmość, życzliwość i dobre wychowanie są oznaką słabości. A zatem jeśli ktoś jest miły, uprzejmy i nie "dowala" innym, to zwyczajnie jest "słaby" i na wstępie trzeba go "zjebać", niezależnie od jego kompetencji. Bo tylko takie osoby, zdaniem Prezydenta Stanów Zjednoczonych, są "wyróżniające się" i "konkurencyjne".
Czyli jeśli chcesz być "zauważony" przez Donalda Trumpa, musisz chamsko dowalać osobom, które są wobec Ciebie uprzejme, bo jeśli Donald Trump nie zobaczy takiej naparzanki między ludźmi, jakiej sobie życzy, to się znudzi i niczym "obrażalska panienka" i "delikatny płatek śniegu" zwolni Cię.
Niestety podobne nastawienie do uprzejmych i kulturalnych osób ma Pan Karol Nawrocki. Jeśli chodzi o plotki dotyczące sutenerstwa tego kandydata na Prezydenta Polski, to tak jak powtarzają media nieprzychylne koalicji rządzącej "w każdej plotce jest jakaś cząstka prawdy". I tutaj jasno się zadeklaruję. Nie mam nic przeciwko trudnieniu się prostytucją z własnej nieprzymuszonej woli. Nie wnikam jaka sytuacja spowodowała, że dana osoba trudni się daną profesją. Natomiast przymuszanie kogoś do takiej profesji, narzucanie komuś klientów i jeszcze pobieranie za to haraczu, jest dla mnie zwykłym obrzydliwym ścierwieństwem.
Wiem, że sutenerstwo często porównywane jest z tym, że przecież Rafał Trzaskowski sam o sobie mówi, że był "dupiarzem". Dla niedostrzegających różnicy między sutenerem, a "dupiarzem", przypominam, że "dupiarz", to, w tym wypadku, mężczyna, który (że tak kolokwialnie się wyrażę) "zaliczał" dziewczyny, które najczęściej same wpadały mu w ręce. Nie wątpię, że Rafał Trzaskowski w czasach młodości cieszył się powodzeniem wśród płci przeciwnej i też uważam, że traktowanie kobiet jako obiekty seksualne jest obraźliwe, tak samo jak moim zdaniem obraźliwe było chwalenie się swoim powodzeniem podczas wspólnego wywiadu ze swoją żoną. Zauważmy jednak różnicę, że "dupiarzowanie" Pana Trzaskowskiego nie polegało na odpłatnym świadczeniu usług seksualnych jego koleżanek, klientom, których dla nich wyszukiwał. Jeżeli ktoś uważa, że te dwa oskarżenia są równoważne, to bardzo poważnie obawiam się o kręgosłup moralny tej osoby.
Wiem, że też większość wyborców drażni chwalenie się Rafała Trzaskowskiego jego wykształceniem i znajomością języków obcych, tylko że ja doskonale wiem jak znajomość języków obcych jest odbierana przez ludzi, którzy ich nie znają.
Kiedy zatrudniono mnie w międzynarodowej korporacji, w pierwszym dniu zrobiono mi test z rachunkowości w języku angielskim, którego to języka uczyłam się wcześniej prywatnie przez dwa lata, a następnie wysłano mnie na szkolenie z rachunkowości w języku angielskim i niemieckim. Nawet się nie domyślacie jak spanikowana byłam myślą, że wyrzucą mnie z pracy zaraz w pierwszym tygodniu, ponieważ moje zdolności językowe na pewno nie są zgodne z oczekiwaniami mojego pracodawcy. Kiedy podczas sobotniego piwkowania, podzieliłam się moimi obawami ze znajomymi (którzy już nie są moimi znajomymi) zostałam zbyta dziwnymi uśmieszkami i milczeniem. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, że moja obawa przed niedostateczną znajomością dwóch języków obcych, która mogłaby skutkować zwolnieniem z pracy, (a która okazała się na szczęście płonna) została odebrana jako "chwalenie się" znajomością tychże języków. No cóż...
Ale o co chodzi z tym "instynktem zabójcy", który na pewno został dostrzeżony przez Donalda Trumpa u Karola Nawrockiego?
Głośno było jakiś czas temu o odejściu z Instytutu Pamięci Narodowej historyka Michała Siedziako, który rzekomo został zwolniony przez Karola Nawrockiego, za opublikowanie pracy naukowej pod szyldem Europejskiego Centrum Solidarności. Pan Michał Siedziako został zwolniony, a następnie przywrócony po wysłaniu "oświadczenia przepraszającego" do Karola Nawrockiego, ale już nie na stanowisko, na którym zajmowałby się badaniami naukowymi. Kiedy za przywróceniem Michała Siedziako na poprzednie stanowisko ujęło się wielu historyków, Karol Nawrocki opublikował w mediach społecznych list tego historyka do prezesa IPN (licząc chyba na to, że, podobnie jak i kandydatowi na prezydenta, nikomu nie będzie się chciało czytać ze zrozumieniem tego listu - no kto by miał tych pięć minut czasu?), więc wystarczy, że wyciągnie z kontekstu fragment, który najbardziej będzie mu pasował do teorii, odczyta go jako przyznanie się do winy i stwierdzi, że wobec przyznania się do winy, należy Michała Siedziako ukarać za jego nieposłuszeństwo (oczywiście "bezwzględnej" kary polegającej na degradacji poważnego naukowca na stanowisko sztucznej inteligencji domagali się przełożeni Pana Siedziako. Bynajmniej nie niewinny Karol Nawrocki).
Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że Karol Nawrocki nie wytłumaczył się wiarygodnie wobec wyborców z żadnej plotki, która krąży na jego temat. Ani z kawalerki, ani z "dorywczej" pracy na bramkach i w Grand Hotelu w Sopocie, ani nawet z zażycia snusa podczas rozmowy o pracę (przyznajmy że debata prezydencka przed drugą turą, taką rozmową kwalifikacyjną właśnie była). Z wszystkich tych wpadek tłumaczyli się za niego jego sztabowcy. Nie Karol Nawrocki. Czyżby naprawdę wierzył w prawdziwość powiedzenia, że to "winny się tłumaczy"?
Jestem pewna, że skorzystał z porady Donalda Trumpa, żeby do niczego się nie przyznawać, tylko atakować, atakować i jeszcze raz atakować. Bo przecież Polacy są tacy sami jak Amerykanie i podczas merytorycznej i spokojnej rozmowy zasną, dlatego trzeba zaserwować im porządną "naparzankę w hamerykańskim stylu"
Proszę zatem zapamiętać, że Karol Nawrocki jako Prezydent RP, każdą próbę porozumienia będzie traktował jako oznakę słabości, jak na typowego zwolennika "kopania leżącego" przystało.
Nie mogę pominąć też faktu, że podczas rozmowy u Sławomira Mentzena, Karol Nawrocki zachowywał się jak student błagający profesora o zaliczenie w indeksie, przy poziomie wiedzy ekonomicznej, którą zweryfikować mogła pierwsza, lepsza księgowa (no ale przecież to jest niemożliwe, żeby pierwsza lepsza księgowa miała dużo większą merytoryczną wiedzę o gospodarce i finansach niż Prezes IPN, któremu zarzucana jest rażąca niegospodarność; przecież przepisy prawne są tak sformułowane, że "normalny" człowiek nie potrafi się w nich odnaleźć - od razu sprostuję; każdy człowiek, który potrafi czytać ze zrozumieniem, bez problemu odnajdzie się w tym gąszczu).
Na koniec chciałam jeszcze dodać, że w szeregach Prawa i Sprawiedliwości jest mnóstwo posłów, którzy są kulturalnymi, życzliwymi i dobrze wychowanymi osobami z dużą wiedzą merytoryczną na temat gospodarki i finansów i ze świetną znajomością języków obcych, takich jak na przykład Pan Marcin Horała, który był w stanie zawiązać porozumienie z politykami z przeciwnej strony w celu realizacji CPK, którzy potrafią spokojnie i merytorycznie "dogadać się" z drugą stroną i nie afiszują się swoimi kontrowersyjnymi, moim zdaniem, poglądami. Gdyby taki kandydat znalazł się w drugiej turze po stronie Prawa i Sprawiedliwości, być może nawet nie wybrałabym się na wybory 1 czerwca, bo uważałabym, że żaden z kandydatów nie jest w stu procentach zgodny z moimi oczekiwaniami wobec prezydenta tego kraju, ale też żaden z tych kandydatów nie jest zagrożeniem dla Rzeczpospolitej.
W związku z tym, że decyzją Jarosława Kaczyńskiego kandydatem na Prezydenta Rzeczpospolitej Polski został Karol Nawrocki, który jak widzę i słyszę jest wiernym fanem moralności Donalda Trumpa, wnoszę że Jarosław Kaczyński, takich wyborców jak ja ma "w dupie". W związku z tym faktem nie pozostaje mi nic innego jak głosowanie na Rafała Trzaskowskiego.
Komentarze
Prześlij komentarz