Czy zdarzyło wam się kiedyś usłyszeć takie pytanie: "Czy masz jakieś zainteresowania?" "Czy masz jakieś hobby?", "Czym się zajmujesz?"...?
I co na takie pytanie odpowiadacie?
Czy też może, tak jak ja, macie często wrażenie, że różne ciekawostki językowe, historyczne, kulturalne, analizy zjawisk a może raczej fenomenów kulturowych, a właściwie popkulturowych, dekonstrukcja stereotypów i schematów myślowych, a także istota odporności na wiedzę finansowo-księgową wśród "byznesmenów" i urzędników układających przepisy podatkowe oraz ich interpretacje, ciekawe i jeszcze nie odkryte przez was miejsca w okolicy bliższej i dalszej, kompulsywne oglądanie reportaży i filmów podróżniczych, a także wywiadów z ciekawymi ludźmi na Youtube (tu wstaw inne szczegółowe hobby, którego istotę rozumiesz tylko Ty) często wydają wam się zbyt banalną odpowiedzią, więc odpowiadacie, że interesuje was literatura i film, a w wolnych chwilach chodzicie po górach? A kiedy ta osoba was ciągnie za język i pyta jaka literatura, jaki film i po jakich górach ostatnio chodziliście i czy słyszeliście o takim szlaku jak Orla Perć, tym samym ujawniając, że w ogóle nie jest zainteresowana waszą odpowiedzią, też byliście przekonani, że wychodzicie na przeciętnego płyciaka bez zainteresowań?
Bo ja tak miałam bardzo często.
Ale zdradzę wam coś. Jeśli ktoś wam zadaje takie pytania w ten właśnie sposób, to robi to tylko dlatego, że już was zdefiniował jako płytką i pustą osobę bez zainteresowań.
I jestem absolutnie przekonana, że większość z was od razu wyłapie kontekst takiej sytuacji i się z niej wywinie czy też zwyczajnie zerwie kontakt z taką osobą (no bo w sumie po co zadawać się z kimś, kto was w jakikolwiek sposób deprecjonuje?).
Ale znajdą się też takie osoby, które poczują się zranione faktem, że ktoś o nich w ten sposób mógł pomyśleć.
I zaczną analizować całe swoje zachowanie żeby wybadać, skąd się taka myśl u tej drugiej osoby pojawiła.
Bo przecież to na pewno ja sprowokowałam swoim zachowaniem takie zachowanie i takie zdanie na mój temat.
I wtedy zaczyna się próba wyjaśniania, dlaczego ten ktoś się w taki sposób wobec mnie zachowuje. Jakoś nie przychodzi wtedy do głowy, że zachowuje się tak, ponieważ sam jest tym pozbawionym zainteresowań płyciakiem, któremu się wydaje, że wszyscy, podobnie jak i on, robią wszystko na pokaz.
No ale przecież o to takiemu płyciakowi właśnie chodzi. Bo przecież tylko winni się tłumaczą prawda?
Takich płyciaków spotykamy wszędzie. W szkole, w pracy, w życiu. Większość z nas słusznie ominie taką osobę szerokim łukiem. Ale nie wszyscy. I właśnie Ci "nie wszyscy" będą z tego powodu cierpieć. Bo nikt im wcześniej nie uświadomił, że ich zainteresowania, chociaż odbiegające od standardowego wzorca zainteresowania czy też hobby, chociażby nawet nikt tej pasji nie podzielał ani nie rozumiał, to tylko i wyłącznie ich własna sprawa. Nikt ich nie musi podzielać ani rozumieć. I nikt nie ma prawa ich oceniać ani tym bardziej sprawdzać. A już najbardziej nie ma prawa sprawdzać ani oceniać taki typowy płyciak, który z góry krytycznie ocenia wszystko czego nie potrafi zrozumieć.
Tymczasem poczucie własnej wartości takiej właśnie "nie wszystkiej" osoby spada do zera i gdzieś tam pojawia się myśl, że skoro nie potrafimy rozwiać wątpliwości takiego płyciaka, to znaczy że faktycznie jesteśmy do niczego i tym samym tracimy swoją pasję.
I doskonale wiem, że w takich sytuacjach bardzo często pojawiają się komentarze albo odnośnie słabego charakteru czy też zwyczajnie powierzchowności zainteresowań tej "nie wszystkiej" osoby, bo przecież gdyby jakieś zainteresowania miała, to na pewno odpowiedziałaby tak, że wszystkim poszłoby w pięty. A ja się pytam: czemu takie komentarze mają niby służyć?
Żeby taki płyciak poczuł się lepiej? Żeby się dowartościował? Żeby uspokoił jakieś wyrzuty sumienia podpowiadające mu, że chyba właśnie kogoś skrzywdził, dowartościowując się jego kosztem?
Przecież taki płyciak nie ma sumienia. Takiemu płyciakowi wydaje się, że wszyscy są tak samo płytcy jak on. Tylko że głupsi od niego. Dlatego uważa, że ma prawo demaskować hipokryzję i fałsz u innych.
Szkoda również, że w takiej sytuacji "publiczność" zamiast wyrażać dezaprobatę dla płyciaka, najczęściej mu przyklaskuje, bo to przecież taka frajda móc oglądać prawdziwą "dramę" na żywo, gdy tymczasem poczucie wartości u takiej "nie wszystkiej" osoby spada jeszcze bardziej.
Ale przecież to oznacza tylko tyle, że ta "nie wszystka osoba" ma słaby charakter prawda? Więc nie ma sensu przejmować się takimi przeciętnymi słabeuszami.
Pytanie jednak brzmi: czy gdyby taki "słabeusz" nie przeżył nigdy takiej sytuacji totalnej deprecjacji na oczach publiki, nie utracił własnej wartości, czy gdyby rozwijał tę swoją "dziwną" pasję, nie doszedłby gdzieś, gdzie horyzont płyciaka nie dociera? I czy naprawdę oglądanie takiej "dramy" na żywo warte jest utraty życiowej drogi przez tego "nie wszystkiego" słabeusza?
Uważam, że nie.
Uważam też, że nikt nie musi nikomu niczego udowadniać. Że gnębienie ludzi o słabym poczuciu własnej wartości (które zresztą widać na pierwszy rzut oka) jest zwykłym zboczeniem i to zboczeniem, które należy piętnować i zwalczać.
Piszę to dlatego, że jakiś czas temu utraciłam pewną koleżankę, z którą, w wyniku pewnych nieokreślonych zawirowań, dawno temu utraciłam kontakt. Koleżanka ta odebrała sobie życie. Nie wiem jakie były powody tej decyzji, chociaż mam świadomość, że takie decyzje podejmuje się często spontanicznie. I niestety rzadko kiedy bierze się pod uwagę, że myśli prowadzące do tej decyzji są bardzo często pochodną takich właśnie pokrzywionych sytuacji oraz że są zwyczajną chorobą.
Smutne jest też to, że często słyszę, że zwierzenia z myśli samobójczych czy też pokrzywionego, depresyjnego widzenia widzenia świata zwyczajnie budzą politowanie, gdy tymczasem każdy powinien wiedzieć, że takie myśli są niestety chorobą. Do tego chorobą nieuleczalną. A znając tę koleżankę, wiem, że mogło się tak zdarzyć, że jej zwierzenia, zamiast współczucia i empatii, wywoływały śmiech i szyderstwo.
Jest mi bardzo przykro, że dawno temu utraciłyśmy kontakt, bo wydaje mi się, że ja akurat mogłabym pomóc. Bo nigdy nie zareagowałabym politowaniem na wieść o tym, że ktoś ma jakieś skrzywione i pesymistyczne widzenie świata czy też myśli samobójcze. Nigdy też nie powiedziałabym "nie przejmuj się" czy też "coś sobie wymyśliłaś", bo wiem, że takie słowa w takich sytuacjach są zwyczajnie wodą na młyn.
Dlatego, Ty Wiesz Kto, Trzymaj się Gdziekolwiek Jesteś. Bo mimo, że się już dawno nie widziałyśmy i już się nie zobaczymy, będzie mi Ciebie bardzo brakowało...
Komentarze
Prześlij komentarz