PijeNeL, czyli rachunek zysków i strat. Profit and loss statement. Gewinn und Verlustrechnung (GuV).
Wszyscy, którzy mnie dobrze znają, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że jestem niemcofilem. Przy czym ta moja niemcofilia najbardziej filią jest dla samego języka niemieckiego. Po pierwsze bardzo lubię jego brzmienie, po drugie, uważam, że jest dużo bardziej szczegółowy i zniuansowany, jeśli zestawi się go z takim językiem polskim. Bo język angielski, szczególnie w jego finansowo-księgowej odmianie, zwyczajnie przy nim wymięka.
Najbardziej jednak podoba mi się to, że język niemiecki jest dużo "grzeczniejszy" i "uprzejmiejszy" niż język polski. Jeśli po polsku powiem czy napiszę "Czy mógłby Pan/Pani", "Czy zechciał(a)by Pan/Pani", brzmi to sztucznie, a nawet sarkastycznie rzekłabym, gdyż na co dzień nie używamy takich zwrotów. Tymczasem niemieckie "Könnten Sie bitte" albo nawet angielskie "Could you please", brzmi, dla mnie, czyli dla osoby, która posługuje się tymi językami na co dzień, zupełnie naturalnie i dużo uprzejmiej i sympatyczniej niż polskie "Czy zechciał(a)by Pan/Pani".
Mam wrażenie, że w oficjalnym języku niemieckim, czyli "Hochdeutsch", "bitte", czyli "proszę", przynajmniej oficjalnie, musi być wtrącone w każdym zdaniu, w którym zwracamy się do kogoś z prośbą (co niestety, jak widzę, co drugiemu Polakowi nie przechodzi po niemiecku nawet przez klawiaturę). Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że zastosowanie takiego zabiegu w języku polskim brzmiałoby dosyć dwuznacznie, ponieważ w taki właśnie sposób zwracamy się do siebie w sytuacjach oficjalnych tylko w wypadku, kiedy tak naprawdę wydajemy komuś polecenie, czego, wydaje mi się, uczą na szkoleniach "kołczingowych" dla przyszłych "tim liderów", jak manipulować pracownikiem.
Nie mówimy do kogoś proszę, w sytuacji, kiedy wiemy, że nasze polecenie będzie bez problemu wykonane, tylko wtedy, kiedy wiemy, że trzeba kogoś do tego polecenia bardziej przekonać. I niestety, poprzez takie właśnie działania, owo magiczne słowo "proszę", powoli zatraca swoje magiczne właściwości.
Ale co ma wspólnego słowo "proszę" po polsku, angielsku czy niemiecku z rachunkiem zysków i strat?
Ano właśnie to, że w związku z tym, że większość "korpoludków", na kierowniczych stanowiskach w takim "korpoświecie", nigdy w życiu nie zrobiła ani jednego sprawozdania finansowego, które byłoby badane przez profesjonalnych audytorów, a nie "korposzczury" z "wielkiej czwórki", dla których badanie sprawozdania finansowego polega tylko i wyłącznie na odhaczaniu "czeklisty" (od razu zaznaczam, że nie dotyczy to wszystkich pracowników "big four", ponieważ sama mam znajomych, którzy z wielką erudycją, zrozumieniem i pietyzmem pochylają się nad sprawozdaniem nawet najmniejszej firemki, które zresztą bardzo często, w przeciwieństwie do dużych, skonsolidowanych korporacji, mają pedantyczny porządek w księgach, i których księgi prowadzone są, w przeciwieństwie do dużych korporacji, w pełni profesjonalnie) ani nawet upubliczniane w rejestrach sądowych, często słyszę to słowo w sytuacji, gdy poleca mi się wykonać coś, co przeczy zasadom logiki czy też fizyki, w języku księgowym nazywanymi zasadami rachunkowości.
W związku z tym bardzo często rachunek zysków i strat czyli ten wymieniony w tytule "PijeNeL" jest mylony z bilansem, czyli "Balans szitem". I ok. Poniekąd może się to mylić każdemu, gdyż jakby na to nie patrzeć (o czym, jak często zauważam, w wielkim "korpoświecie" też rzadko, kto o tym wie - tym bardziej, że niedawno od pewnej "tim liderki aerowej" usłyszałam, że ona "na szczęście nie musi o tym wiedzieć") rachunek zysków i strat wchodzi w skład bilansu i wykazywany jest w pasywach, w części dotyczącej kapitałów.
Ponieważ w ostatnim poście pokazałam jak wygląda bilans w bardzo uproszczony sposób i też jak, w bardzo uproszczony sposób, należy go czytać, tym razem trochę bardziej go sobie zgłębimy (zauważcie, że nie użyłam słowa skomplikujemy, gdyż bilans nie jest tworem skomplikowanym, a jedynie bardzo precyzyjnym).
Nie zapominajmy jednak o tym że bilans i rachunek zysków i strat, mimo że jedno zawiera drugie, to jednak odrębne i równie ważne elementy sprawozdania finansowego, które ma za zadanie przedstawić bieżącą sytuacje finansową podmiotu.
Rachunek zysków można sporządzić w dwóch wariantach, kalkulacyjnym i porównawczym, które różnią się między sobą sposobem ujęcia kosztów i przychodów sprzedaży.
Wariant kalkulacyjny, który, nie da się ukryć, jest przede wszystkim bardziej pracochłonny, polega na przypisaniu kosztów wytworzenia określonych wyrobów, przychodom z nich uzyskanym. Wariant porównawczy natomiast zestawia koszty według ich rodzaju.
Na pierwszy rzut oka pewnie wydaje się, że to jedno i to samo. Zapewniam jednak, że to, na czym polegają różnice między tymi wariantami, wyjaśnię dokładniej w jednym z następnych postów. Tymczasem przedstawię to na poniższym schemacie:
I teraz dla celów poglądowych powróćmy jeszcze raz do tego naszego schematycznego bilansu z kupionym mieszkaniem z poprzedniego postu, który, przypomnę, prezentował się tak:
No więc, wyobraźmy sobie, że prowadzimy jakąś tam drobną działalność gospodarczą, która, po sporządzeniu rachunku zysków i strat w odpowiednim wariancie, daje nam zysk w wysokości, powiedzmy 5 000,00 zł. Pieniądze te, powiedzmy, trzymamy w gotówce na koncie bankowym (nie będę tu przeprowadzać szczegółowej kalkulacji, ponieważ zamierzam do niej wrócić, gdy zapoznam was z kosztami i przychodami, czym one właściwie są i jak są i gdzie prezentowane, bardziej szczegółowo) i zamierzamy je wydać w przeciągu najbliższych kilku dni (na co - to w tej chwili sprawa mało istotna; na dzień bilansowy, czyli dzień, w którym bilans ten został przedstawiony, znajdowały się na koncie bankowym). A zatem nasz bilans, po zdarzeniu gospodarczym, jakim było uzyskanie zysku z naszej drobnej działalności gospodarczej w postaci przelewu 5 000,00 zł na konto bankowe, przedstawia się następująco:
I jak widzimy aktywa znowu równają się pasywom i zysk z naszej drobnej działalności gospodarczej spowodował wzrost naszego kapitału własnego, co wyrażone zostało wpływem gotówki na konto bankowe.
I na tym może zakończę dzisiejszy post, w którym chciałam przede wszystkim pokazać czym jest rachunek zysków i strat i w jaki sposób jest on prezentowany w bilansie firmy. Do kolejnych szczegółów, składających się na sprawozdanie finansowe, czyli tak na dobrą sprawę podstawy istnienia każdego działu księgowości powrócę w następnych postach.
Tymczasem mam nadzieję, że ten post trochę rozjaśnił funkcjonowanie jednego z elementów księgowości.
Bardzo proszę 😊
Komentarze
Prześlij komentarz