Przejdź do głównej zawartości

Wild into the wild/Wszystko za życie na dzikiej drodze


Jak to jest, że człowiek po wielkich zawirowaniach życiowych, które wprowadzają chaos w jego uporządkowany tryb, ucieka w naturę, by poskładać ten swój rozbity na kawałki świat ponownie w jedną całość?
Ostatnio widziałam dwa filmy z tego gatunku oparte na faktach.
W jednym bohaterem jest młody chłopak, który kończy wzorowo studia i chce uciec na jakiś czas od społeczeństwa. Chce się zaszyć w samotni na Alasce, ponieważ zasady obowiązujące w społeczeństwie są dla niego nieakceptowalne.
Bohaterką drugiego filmu jest kobieta "po przejściach", która chce przejść pieszo Pacific Crest Trail, żeby o swojej wędrówce napisać książkę.
Oboje spotykają na swojej drodze ludzi, którzy im pomagają i albo przekazują wskazówki jak radzić sobie w kompletnej dziczy, albo też zwyczajnie doradzają jak wymienić niewygodne obuwie zakupione w sieci.
Oboje podziwiają piękno natury, która jednak na każdym kroku przekonuje, że nie jest wcale oswojona ani ujarzmiona przez człowieka. Że to człowiek przekraczając oswojone progi cywilizacji, jest zmuszony przystosowywać się na każdym kroku do jej zmienności i dzikości i nigdy nie wiadomo co czeka za następnym zakrętem.
Dla obojga podróż ta jest także formą oczyszczenia. Rachel chce się uporać ze śmiercią swojej matki, która była miłością jej życia i bez której nie jest w stanie normalnie funkcjonować, a Christopher chce po prostu uciec od cywilizacji, od norm narzuconych mu przez społeczeństwo. Chce się poczuć wolny od wszystkiego tego, co ludzkość wytworzyła w ciągu ostatnich wieków by odseparować się od natury.
Na pozór są to dwa podobne filmy. W rzeczywistości jednak zupełnie odmienne.
Pierwszy z nich to gloryfikacja młodzieńczego poznania. Chęci wcielenia w życie archetypicznego powrotu do natury, do korzeni, do zespolenia się na powrót z przyrodą od której człowiek przez rozwój cywilizacji tak bardzo się oddalił.
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć ludzi, którzy tak bardzo ten film gloryfikują. Niech będzie, że zdradzam zakończenie, ale  nie rozumiem, jak można uznać za piękny film o chłopaczku, który miał praktycznie wszystko i  w momencie, kiedy uciekł od cywilizacji i zespolił się wreszcie zupełnie z naturą, kiedy zauważa, że jednak jedzenie jedynie tego, na co sam zapoluje bądź też zbierze, nie pozwala na normalne funkcjonowanie i kiedy wreszcie zrozumiał, że szczęście jest wtedy, kiedy można je z kimś podzielić, umiera, gdyż natura, do której uciekał, która miała być dla niego jednocześnie rajem i wyzwoleniem, okazuje się jego oprawcą.
Inaczej jest w przypadku Rachel, u której marzenie o przejściu Pacific Crest przewija się we wszystkich ważniejszych momentach życia. Jest drogą, w której chce uporać się ze swoimi problemami, poskładać w jedno świat, który rozbił się na kawałki, w momencie kiedy zabrakło najważniejszej osoby w jej życiu. W czasie wędrówki nie opuszczają jej wspomnienia o zmarłej matce ani o mężu, z którym zdecydowała się rozwieść i pomimo tego, że poznaje wielu ludzi, którzy jej pomagają przetrwać bądź tez zwyczajnie instruują jak sobie poradzić z niedogodnościami życia w drodze, przede wszystkim poznaje swoje własne ograniczenia, stając się przez to coraz silniejszą.
Inna sprawa, że jest kobietą, więc niestety jest bardziej narażona na napaście, niż Christopher, którego jedynym problemem staje się policja, która go ściga za samowolne spłynięcie przełomem rzeki Kolorado.
Co mi się najbardziej podoba w filmie "Dzika droga", to przede wszystkim pokazanie pełnokrwistej kobiety, która w życiu niejedno już przeszła, na którą w niedługim okresie czasu spada wielkie nieszczęście i która nie potrafi się z tym wszystkim uprać. Ucieka więc od tego wszystkiego w dzicz. Ucieka od ludzi, by przemyśleć całe swoje życie i przede wszystkim by poznać siebie, by wyjść na spotkanie z samą sobą.
W życiu każdego człowieka, pojawia się w pewnym momencie taki czas przewartościowań, kiedy okazuje się, że świat nie jest taki jak w książkach, z których uczył się w szkole, że wszystkie prawdy, które do tej pory wydawały się całkiem logicznymi drogowskazami, okazują się zupełnie złudne. Że życie nie jest systemem norm, których wystarczy się raz nauczyć.
Tak zwana instrukcja obsługi życia nie istnieje. Trzeba ją sobie samemu stworzyć na podstawie doświadczeń, które zbiera się w ciągu wielu lat poznawania ludzi i ich historii.
Zabawne, że w pewnym wieku zaczyna się człowiekowi wydawać, że już nigdy nikogo nowego nie pozna, bo wszystkie nowo poznane osoby, są jak gdyby echami osób poznanych w przeszłości. Z jednej strony trochę to smutne, bo w ten sposób dochodzi się do wniosku, że nie pozna się tak naprawdę już nikogo nowego, ale z drugiej strony bezpiecznie, bo tak na dobrą sprawę, już nic nie jest w stanie nas zaskoczyć.
Tak samo jest ze światopoglądem. Będąc młodym, człowiek nie ma wyrobionego zdania na wiele rzeczy, w związku z tym najczęściej przyjmuje się poglądy osób, które wydają się autorytetami w danej dziedzinie. I nagle okazuje się, że tak zwany autorytet też nie jest kimś nieomylnym. Jego zdanie też można poddać w wątpliwość czy też zwyczajnie w pewnym momencie zaczyna takiej osoby brakować.
I wtedy właśnie człowiek zaczyna odnajdywać własną drogę w gąszczu różnych poglądów. Zaczyna samodzielnie dochodzić do pewnym wniosków na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji i dzięki samodzielnie wytworzonemu kierunkowskazowi czy też instrukcji obsługi, zaczyna też samodzielnie poruszać się w gąszczu różnych poglądów i wyrabiać sobie swoje własne zdanie.
Żeby jednak zobaczyć rzeczy takimi, jakie są naprawdę, trzeba się czasami trochę od nich oddalić, by spojrzeć na nie z innej perspektywy. W tym celu między innymi dwoje bohaterów dwóch różnych filmów wyrusza w podróż w nieznane.
Niestety Christopherowi nie udaje się podzielić z innymi swoimi przemyśleniami, których dokonał podczas podróży na daleką północ. Co prawda znaleziono jego notatki i pamiętniki, ale nie daje to pełnego obrazu człowieka, który uciekł od cywilizacji, by samotnie pędzić żywot na pustkowiu z dala od ludzi. No i jeszcze to ostatnie zdanie, że szczęście jest wtedy, kiedy można je z kimś dzielić, w momencie kiedy już wiedział, że jego dni są policzone.
Inaczej Rachel. Jej udaje się przejść swą drogę do końca i na jej podstawie pisze książkę, która staje się bestsellerem. Pewnie! Przeszła tę drogę tylko w tym celu, komercyjnym celu, by opisać swoje doświadczenia ze szlaku i podzielić się swymi przemyśleniami i przeżyciami i całkiem możliwe, że już wtedy chciała zarobić na tym kasę (w przeciwieństwie do niekomercyjnego Christophera), co nie zmienia faktu, że dzięki niej powstał film w niejakiej opozycji do filmu Seana Penna, o drodze, która wzbogaca i zmienia ludzkie życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rękopis znaleziony w starych dokumentach

Zabawne jakie rzeczy można znaleźć wśród starych szpargałów, do których nikt normalny nie przywiązuje żadnej wagi. Można znaleźć na przykład taki kawalerski krzyż odrodzenia Polski. Niby nic nadzwyczajnego, bo przecież górnikom nadawano takie odznaczenia zawsze po 30 latach pracy i dlatego nazywany był orderem chlebowym, z racji tego że dawał on prawo do specjalnych dodatków do emerytury. Nie zmienia to jednak faktu, że moja babcia, kiedy mój dziadek przyniósł ten krzyż, wzniosła podobno oczy do nieba wzdychając: "Kolejny krzyż. A coś do tego dostałeś jeszcze?", na co mój dziadek odparł z zadowoleniem "Dyplom", nie rozumiejąc pewnie w ogóle nastawienia babci. No ale co jeszcze można znaleźć w takich szpargałach. Można znaleźć jeszcze świadectwa szkolne dziadków, które raczej nie odznaczały się wybitnymi osiągnięciami, co jednak nie przeszkodziło dziadkom w zrobieniu kariery zawodowej. Można znaleźć również świadectwa różnych działań hobbystycznych dziadkó...

O uprzejmości, życzliwości i dobrym wychowaniu słów kilka

Może na początek wprowadźmy definicję słowa "uprzejmość". Moja ulubiona definicja tego słowa (już nie pamiętam, gdzie ją wyczytałam) mówi o tym, że jest to postawa szacunku, życzliwości i taktu wobec innych osób, przejawiająca się w zachowaniu, mowie i gestach. Jest to cecha charakteru, która pozwala na nawiązywanie i utrzymywanie dobrych relacji z innymi ludźmi. Podstawowymi elementami uprzejmości są szacunek dla innych osób i ich odczuć, życzliwość i gotowość do pomocy, takt i umiejętność unikania konfliktów, a także umiejętność słuchania i zrozumienia innych oraz stosowanie grzecznościowych form i zwrotów. Odkąd pamiętam, zawsze zwracano mi uwagę na dobre maniery. Problem polegał na tym, że kiedy zachowywałam się zgodnie z tymi normami, często byłam przedrzeźniana i wyśmiewana, że jestem zbyt "ugrzeczniona" i "miła". Często też z tego powodu byłam, że tak powiem "zlewana". Kiedy mówiłam otwarcie, że czyjeś zachowanie mi nie odpowiada i że nie ...

Najmłodsza wyborczyni Janusza Korwina-Mikkego

  Najmłodszą wyborczynią Janusza Korwin-Mikkego w 2000 roku byłam ja. Gdybym teraz spotkała siebie osiemnastoletnią, potrząsnęłabym sobą i powiedziałabym jasno i wyraźnie. Sabrina, to, że teraz nie odróżniasz jeszcze poglądów liberalnych od konserwatywnych i wszyscy wokół Ciebie odżegnują się od Lewicy, bo Lewica to "stare, czerwone komuchy", to wcale nie znaczy, że musisz koniecznie zagłosować na szefa ówczesnej Unii Polityki Realnej, z którego światopoglądem nawet teraz się zupełnie nie zgadzasz. Nawet jeśli sama jeszcze o tym nie wiesz. Nawet jeśli otoczona jesteś ludźmi, którzy teraz za słuszne uważają prywatyzację służby zdrowia, edukacji i likwidację podatków, bo dzięki temu benzyna zamiast 3 złotych będzie kosztować 70 groszy (no bo przecież VAT i akcyza to zwykła kradzież, a wszyscy politycy to złodzieje). Wolny rynek przede wszystkim. W tamtym czasie nie było jeszcze powszechnego dostępu do Internetu, gdzie można by za pomocą takiego Latarnika wyborczego sprawdzić, d...