Po pierwsze mogę się pochwalić tym, że jestem Ślązaczką autochtoniczną, a to oznacza że moi przodkowie z dziada pradziada urodzili się i wychowali na Śląsku. Konkretnie na Górnym Śląsku. Więc mimo że to bardzo górnolotnie brzmi, ta ziemia to moje korzenie.
Po drugie, mimo że jestem autochtoniczną Ślązaczką nie "godom". Po prostu jakoś tak wyszło, że rodzice i dziadkowie zawsze ze sobą "godali", a do córeczek tudzież wnuczek zwracali się czystą polszczyzną. I jakoś tak zostało.
Po trzecie bardzo mnie oburza patrzenie na Śląsk przez pryzmat "wygaszanych" hut i kopalni, które przez ponad pół wieku utrzymywały całą Polskę, a w której granicach znalazły się dopiero po śląskich powstaniach i plebiscytach. No a kiedy te cuda techniki dziewiętnastego wieku przestały być tak dochodowe jak jeszcze jakiś czas temu, to co trzeba zrobić? Wygasić i tyle! (oczywiście piszę to w pełni ironicznie)
Przede wszystkim jednak Śląsk to jeden z najbardziej zielonych regionów w Polsce. Katowice znajdują się na podium najbardziej zielonych miast w Polsce, a taki Park Śląski, będący największym parkiem w naszym kraju i jednym z największych na świecie, może się pochwalić tyloma atrakcjami, że praktycznie nie ma tygodnia, żebym tam na chwilę nie wpadła. Nie zapominając oczywiście o Beskidach z Babią Górą na czele i Baranią Górą, gdzie swoje źródła ma przecież Wisła, jak uczą tego chyba nadal w pierwszej klasie szkoły podstawowej.
Pałace? Dworki? Zabytki? Gdybym chciała pozwiedzać wszystkie zabytkowe dworki na Śląsku (chociaż nie powiem, większość z nich jest mocno zaniedbana, dlatego zawsze sobie obiecuję, że jeśli kiedyś wygram w totka, to przynajmniej jeden taki zaniedbany dworek wyremontuję; chociażby tylko po to żeby podziwiać swoją własną wspaniałość 😄), musiałabym zrezygnować z pracy.
No ale umówmy się, że Śląsk to przede wszystkim arcyciekawa historia tego regionu, który nigdy nie znajdował się pod żadnym zaborem (o czym często zapominają wspomnieć na lekcjach historii; moja nauczycielka historii w szkole średniej, która zawsze powtarzała, że historia to de facto przedmiot ścisły, na szczęście zadała nam kiedyś na zadanie domowe prześledzenie całej historii Śląska od czasów Piastów, do współczesności, za co do dzisiaj jestem jej ogromnie wdzięczna), ale często przechodził z rąk do rąk. Stąd dosyć częste problemy z określeniem własnej tożsamości przez ludzi tu mieszkających.
Wracając jednak do samej idei Muzeum Śląskiego, to właśnie z wystawy poświęconej historii Śląska dowiadujemy się o jego pokręconych losach, jak to właśnie druga wojna światowa przekreśliła plany jego otwarcia, a potem, po wojnie, nikt nie miał na nie żadnego konkretnego pomysłu.
Na szczęście po wielu perturbacjach, ziemia moich przodków (a co! Ja akurat mogę sobie pozwolić na takie określenia 😜) zyskała w końcu godną siebie wystawę, poświęconą swojej historii. Naprawdę nie spodziewałam się czegoś tak fajnego.
Sam pomysł otwarcia muzeum dla wszystkich za darmo przez pierwszy miesiąc, uważam za genialną strategię marketingową. Nie ukrywam, że te dwie godziny które tam spędziłam za pierwszym razem są niewystarczające na pochłonięcie całej wiedzy tam serwowanej i zapewniam, że będę tam jeszcze na pewno wracać. I na pewno nie będzie mi szkoda nawet tych dwudziestu kilku złotych za wstęp, które będę musiała zapłacić, bo TAKIEJ kultury, podanej w TAKI sposób nieczęsto zdarza się zażyć.
Pierwsze skojarzenie jakie mi się tu nasuwa, to oczywiście Muzeum Podziemi Rynku w Krakowie, które mnie osobiście bardzo rozczarowało. Niby były różne szmery-bajery-lasery, ale jednocześnie wszystko to było przedstawione w bardzo nieprzemyślany sposób. Zupełnie bez pomysłu moim zdaniem.
Co prawda na ścianie przedstawione były różne scenki rodzajowe ze średniowiecznego Krakowa, które miały sprawić by zwiedzający poczuł się jak gdyby cofnął się w czasie o tych kilka wieków. Co prawda w gablotach "zawieszonych" było kilka trójwymiarowych hologramów różnych budynków, które oczarować miały widza swoją nowoczesnością. Co prawda muzeum wyposażone jest w kilka sal projekcyjnych, które wyświetlają filmy dokumentalne o Krakowie. Tylko niestety zwiedzający (a przynajmniej ja), ma wrażenie, że przyszedł do muzeum po to tylko, by pozwolić oczarować się najnowszym pomysłom na nowoczesne multimedialne muzeum, przy czym niestety nie służy to żadnym wyższym celom i także nie jest podporządkowane żadnej wyższej idei organizacyjnej. Ot chodźcie pooglądać szmery-bajery-lasery.
Inaczej jest właśnie w Nowym Muzeum Śląskim. Cała historia Śląska przedstawiona jest w sposób chronologiczny, od plemion, które przywędrowały na Śląsk i założyły pierwsze grody, do czasów współczesnych. I owszem tutaj też mamy wyświetlane na ścianach scenki rodzajowe, ale faktycznie przekazują one klimat danej epoki, doskonale obrazując do czego służyły wystawione eksponaty i jak je stosowano. Pojawiają się trójwymiarowe książki (których strony się dosyć ciężko przewraca 😜), ale wiedza w nich zgromadzona świetnie obrazuje tło historyczne danej epoki.
No i oczywiście mój konik, czyli śląscy milionerzy, naukowcy i ogólne znane osobistości. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie kartka z ewidencji urodzin, na której (jednej kartce!), pojawia się jakieś pięć znanych osobistości urodzonych w tym samym roku w moim rodzimym Chorzowie.
Ogólnie trochę mało wiadomości na temat Karola Goduli i adoptowanej przez niego Joanny Gryzik czy też ogólnie działań Hrabiego von Reden i Johna Baildona, których życiorysy stanowią gotowy materiał na scenariusz filmowy. Do tej pory się dziwię, dlaczego nikt na tej podstawie nie nakręcił filmu. Ale nic straconego. Może sama go kiedyś napiszę :)
Trochę też dziwi mnie gwałtowne przejście od Piastów Śląskich do wojen Śląskich po których Śląsk znalazł się w granicach Prus (tak zgadza się; wszystkiego nie zdążyłam przejrzeć, więc całkiem możliwe, że informacje znajdują się w "księgach", a może po prostu to ciągłe przechodzenie z rąk polskich do czeskich, potem austriackich a dopiero potem do Pruskich, to raczej historia bardziej powszechna niż lokalna). Moim zdaniem przynajmniej jedna wystawa poświęcona Śląskowi pod panowaniem czeskim a potem austriackim zdecydowanie lepiej przedstawiłaby wielokulturowość ludności zamieszkującej ten obszar.
No ale reasumując, wystawa jest świetna i świetnie zorganizowana. Świetne jest całe muzeum, nie mówiąc już o całej strefie kultury, która mimo moich kilku już wizyt, w dalszym ciągu powoduje u mnie oniemienie i mam nadzieję, że jeszcze dużo czasu upłynie, zanim zdążę się przyzwyczaić do widoku z ronda w Katowicach w kierunku Sosnowca :)
Komentarze
Prześlij komentarz