Bo nie ma takiej kategorii jak najlepszy poprawiacz humoru
Nie będę ukrywać, że na film wybrałam się z mieszanymi uczuciami. Pierwsza część bardzo mi się podobała nie tylko ze względu na fantastyczne ujęcia dobrze zbudowanych i zadbanych męskich ciał, ale i ze względu na ciekawą historię, jak to trzydziestoletni striptizer chce się wyrwać ze szponów obranego zawodu i jak mu to nie bardzo wychodzi.
Po tym jak wróciłam z kina, tak dla przypomnienia, obejrzałam jeszcze raz pierwszą część żeby sobie uświadomić, że są to dwa różne filmy.
O ile pierwsza część w całkiem udany sposób realizowała przypowieść o mistrzu i uczniu, o tyle druga skupia się już na czymś zupełnie innym.
Jak pisałam na samym początku, na film szłam z mieszanymi uczuciami, chociaż niewątpliwym wabikiem był jeden ze zwiastunów, który ukazał się w sieci na jakiś czas przed premierą.
Jestem uzależniona od wszelkiego rodzaju programów telewizyjnych, mających na celu wyłowić talenty muzyczne czy też taneczne, więc klip w którym bardzo przystojny mężczyzna, bardzo fajnie tańczy, nie mógł pozostać przeze mnie niedostrzeżony (tym bardziej, że na palcach jednej ręki mogłabym policzyć dobrze tańczących mężczyzn, których znam osobiście - no ale przecież wszyscy dobrze wiemy, że prawdziwy mężczyzna nie tańczy)
Może jeszcze kilka dygresji, jak przez moje otoczenie odbierana była informacja, że jestem niezwykle podekscytowana faktem, że idę na drugą część Magik Mike'a. Przede wszystkim na hasło "Magic Mike" większość uśmiechała się z politowaniem, jak gdyby pytając,"naprawdę podnieca Cię film o rozbierających się facetach?". Otóż wszystkim tym odpowiadam. TAK. Podnieca mnie film o TAK rozbierających się facetach, JAK rozbierają się bohaterzy Magic Mike'a.
Kolejna dygresja. Jedna z moich koleżanek stwierdziła, że nie wybierze się na film o "takich" panach, ponieważ sama też nie chciałaby, żeby jej mężczyzna wybierał się na filmy o "takich" paniach.
Też mnie to trochę rozbawiło, ponieważ gdyby mój mężczyzna wybrał się na film o "takich" paniach, pewnie sama bym się z nim wybrała. Tak jak sceny rozbieranek w Magic Mike'u są dla mnie przede wszystkim doznaniem estetycznym, tak widok sensualnie robierającej się kobiety o kobiecych kształtach, wysportowanej sylwetce i do tego jeszcze bardzo zadbanym ciele, w odpowiedniej oprawie, byłaby dla mnie równie estetycznym przeżyciem (no w sumie która nie lubi oglądać filmików z pokazów pool dance, czyli tańca na rurze?)
Umówmy się że widok pięknych ludzi zawsze będzie przyciągał wzrok innych ludzi. Czasami, oczywiście z powodu zazdrości (no nie będę ukrywać, że kiedy widzę idącą ulicą szczupłą, wysportowaną dziewczynę w krótkich szortach, podkreślających długie, szczupłe nogi, pozbawione cellulitu i popękanych naczynek, trochę mnie ta zazdrość kłuje..), ale w większości wypadków z powodów estetycznych. Inaczej renesansowe rzeźby dłuta, na przykład Michała Anioła, nie przetrwałyby chyba do dziś.
No ale wracając do samego filmu. Przede wszystkim jest to zupełnie inny film niż pierwsza część, w której Steven Sonderbergh starał się wiernie oddać obraz środowiska striptizerów (tak się cały czas zastanawiam, czy zastąpienie słowa "striptizer", słowem "rozbieracz", byłoby udanym wprowadzeniem polskiego odpowiednika - mi osobiście bardzo się ono podoba). W drugiej części Królowie Tampa zostają porzuceni przez swojego managera (dyrektora zarządzającego?) Dallasa i postanawiają udowodnić, że sami są na tyle świetnymi tancerzami (a są), że równie dobrze mogą wymyślić własny program na coroczny konwent striptizerów (albo też rozbieraczy 😄), co pozwoli im odbić się od dna i rozpocząć nowe życie.
Co mnie w tym filmie urzekło (oprócz scen rozbieranych 😏 ), to przede wszystkim z jakim smakiem i w jakim stylu "rozbieracze" (niech już tak zostanie 😏) traktują swój zawód. Wielokrotnie podkreślany jest rozrywkowy charakter branży, której zadaniem jest przede wszystkim poprawienie nastroju płci pięknej, sprawienie by nawet te smutne, zaniedbane, zaniedbywane przez swoich mężczyzn poczuły się piękne i uwodzone. Najbardziej wymowną sceną jest chyba ta, w której jeden jeden z bohaterów, przy dźwiękach "I want it that way" Backstreet Boys, sprawia, że smutna i zaniedbana ekspedientka szczerze i radośnie się uśmiecha.
Bo co tu dużo gadać. Mam wrażenie, że to właśnie te zaniedbywane, nieszczęśliwe kobiety są głównym bohaterem filmu i w sumie uważam, że mężczyzn powinno się koniecznie zmuszać do oglądania tego filmu w celach edukacyjnych 😏
Nie mogę też nie nadmienić o bardzo fajnych określeniach "spółkowania", gdzie ten sam bohater z powodu robiących wrażenie rozmiarów swojego przyrodzenia "nie może znaleźć odpowiedniego pantofelka dla kopciuszka"
Na koniec dodam, że wyszłyśmy z kina zadowolone, uśmiechnięte, podekscytowane (to gdzie idziemy dziś imprezować?). Polecam gorąco na poprawę humoru :)
Komentarze
Prześlij komentarz