Bo taki jest. A przynajmniej tak go określa moja koleżanka, z którą się pod tym względem całkowicie zgadzam. Ostatnimi czasy (a właściwie od całkiem dawna), furorę w sieci robi poniższy filmik.
Pamiętam, że kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, jedna z moich psiapsiółek opatrzyła go komentarzem "Czuję tu manipulację".
No bo przecież wszyscy widzą, że poszczególne słowa w każdym z języków wypowiadane są łagodnie, subtelnie, jak gdyby głaszcząc swojego potencjalnego słuchacza i tylko Niemiec mówi głośno, agresywnie, wyrzucając z siebie słowa, jak gdyby smagał kogoś skórzanym pasem.
Myślę, że powstało już tysiące tekstów traktujących o tym, dlaczego język niemiecki jest taki wulgarny. Swoją drogą, kiedyś mój dobry kolega, nie mogąc się nadziwić, że lubię język niemiecki, próbował mnie nawrócić na jedyny właściwy sposób myślenia o tym języku (czyli nie posługujemy się ta potworną mową), stwierdzając, że jak można się zwracać do ukochanej osoby per "Meine Kleine". Przecież to tak potwornie brzmi. No cóż. Nic nie poradzę, że skojarzyło mi się to od razu z "Eine kleine Nachtmusik". Gdyby ktoś nie kojarzył z nazwy, to na pewno skojarzy ze słuchu.
No ale wracając do meritum. Dlaczego język niemiecki brzmi tak wulgarnie?
Już dla naszych przodków język ten musiał brzmieć potwornie. W końcu to prawie wszystkie słowiańskie ludy, zamiast jak cywilizowane społeczeństwa nazywać naszych zachodnich sąsiadów Germanami, nazwali ich Niemcami. Bo przecież ta ich mowa, to nie żadna mowa, tylko jakiś bełkot. Stąd prawdopodobnie wzięła się polska nazwa kraju zamieszkanego przez niegdysiejszych Germanów. Niemcy od niemówiących.
Inna sprawa, że najbardziej popularna kinematografia na świecie, docierająca ze swoimi obrazami do najbardziej ukrytych zakamarków naszej planety (całkiem niedawno udało mi się zobaczyć dokument pod tytułem "Scena zbrodni", który moim zdaniem jest najlepszym argumentem, dla doszukujących się źródeł przemocy w amerykańskich filmach), nie przedstawia języka niemieckiego w innej sytuacji, jak tylko wrzeszczących na siebie wojskowych na chwilę przed egzekucją. Co jak mniemam, też miało niebagatelny wpływ na negatywny odbiór tego języka.
Każdy wie, że okrucieństwa II wojny światowej to studnia bez dna, która na zawsze już pozostanie źródłem stereotypów utrwalających język niemiecki jako język potworów, dla których nie ma wybaczenia. Nie wydaje mi się, by kiedykolwiek udało się to zmienić. A już na pewno nie w najbliższym czasie.
Ja ze swej strony, chciałam tylko powiedzieć, że pomijając wszystkie te konotacje, lubię ten język. Że lubię słuchać Niemców, mówiących tak zwanym Hochdeutsch, bo jest to bardzo przyjemne brzmienie dla mojego ucha.
I tak jak napisałam w tytule. Język niemiecki przez te swoje umlauty, gardłowe "r" i inne znaki szczególne, jest mięciutki jak kaczuszka. A dla tych, którzy uważają, że nie ma nic trudniejszego do wypowiedzenia niż "W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie" polecam filmik poniżej, który pokazuje, że język niemiecki też jest niezłym językołamaczem.
PS. Jakże mogłabym nie zapodać kawałka, dzięki któremu zakochałam się w tym języku od któregoś tam wejrzenia. Chociaż nie wiem czy wynika to z głębokiego jak studnia głosu wokalisty, czy też dlatego, że wokalista z pochodzenia jest francuzem i dlatego tak fajnie to brzmi. No właśnie. Przede wszystkim fajnie brzmi :)
Komentarze
Prześlij komentarz