Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego irytują mnie telemarketerzy?


Za niedługo kończy mi się umowa z moim operatorem komórkowym, którego stałym klientem jestem od ponad 10 lat. W związku z tym z niecierpliwością czekam cały czas na ofertę godną mojej dalszej wierności. I tylko  jakimś dziwnym trafem, za każdym razem kiedy dzwoni do mnie telefoniczny doradca klienta i już mam się zgodzić (tylko jeszcze chcę na chwilę rzucić okiem na inne oferty w internecie, żeby się upewnić, że podpisanie cyrografu na najbliższe dwa lata nie pójdzie na marne) i proszę o oddzwonienie jeszcze w tym samym dniu, doradca oczywiście nie oddzwania. 
Pomimo tego, że z niecierpliwością oczekuję dzwonka telefonu, by móc z czystym sumieniem ślubować wierność i uczciwość na najbliższe dwa lata.
Ale ten dzisiejszy telefon wyprowadził mnie z równowagi.
Najpierw zadzwoniła Bardzo Miła Babeczka, z którą szybko się dogadałam i do oferty i do ceny i do wszystkiego. Powstał tylko jeden mały szkopuł. Bardzo zależy mi na darmowym  numerze do bardzo bliskiej mi osoby. Chociażby po to, żeby móc rozważać przez telefon plany ewakuacji w przypadku zaatakowania naszego pięknego kraju przez zombie (postanowiliśmy się schronić na pewnej wysepce, na pobliskim jeziorze, bo zombie podobno obawiają się wody; pozostaje jednak jeszcze kwestia zaopatrzenia w niezbędne do życia środki, więc takie dyskusje na pewno jeszcze się powtórzą i darmowy numer do tej osoby będzie mi bardzo potrzebny).
Bardzo Miła Babeczka szczodrze przyznała mi aż dwa darmowe numery. Muszę je tylko podać już. W tej chwili. Rzecz w tym, że ja tych numerów na pamięć nie znam, a jestem w busie, więc nigdzie ich nie podejrzę i nie zapiszę (klawiatura qwerty, do której jestem bardzo przywiązana - nie ufam ekranowi dotykowemu - no chyba, że znajdzie się ktoś, kto takiemu analfabecie technicznemu wytłumaczy jak to zrobić). Tak więc Bardzo Miła Babeczka obiecała, że w takim razie zadzwoni koło 18:00. Oczywiście nie zadzwoniła.
Za to godzinę później zadzwonił Pan Telemarketer, który również starał się przedłużyć ze mną umowę, ale w przeciwieństwie do Bardzo Miłej (choć nie ukrywam, że wyraźnie mną w pewnym momencie już znudzonej) Babeczki, Pan Telemarketer od razu przeszedł do ofensywy, chcąc mi narzucić jakiś nowy plan, na co ja wyraźnie poirytowana odpowiedziałam, że jakiś czas temu rozmawiałam z pewną miłą panią, z którą dogadałam się już co do oferty i miałam jedynie podać dwa numery telefonów, z którymi mam mieć darmowe rozmowy.
Pan Telemarketer uprzejmie przeszukał swoją bazę danych i podał mi tę samą ofertę, tylko że ciut droższą. Kiedy zapytałam skąd ta różnica, odpowiedział, że Bardzo Miła Babeczka musiała się zwyczajnie pomylić (co podwoiło moją czujność). Wtedy ja zapytałam czy w tej ofercie również będę otrzymywać faktury elektronicznie na dotychczasowy adres. Na to Pan Telemarketer odpowiedział, że nie ma pojęcia. Na co znowu ja odpowiedziałam, że skoro nie ma pojęcia, to po co mi w ogóle zawraca głowę? 
Wtedy Pan Telemarketer zapytał, dlaczego wybieram mix, a nie abonament (co jeszcze bardziej wzbudziło moją czujność). Na co odpowiedziałam, że lepiej się czuję z mixem niż z abonamentem (chociaż w sumie co kolesia to obchodzi dlaczego zależy mi na  miksie?). Tymczasem z Pana Telemarketera  wyszedł Specjalista ds. Abonamentów i zaczął mnie przekonywać, że mix to bardzo przestarzała forma. Na to znowu ja, już bardzo zdenerwowana, odpowiedziałam, że skoro Pan Telemarketer w ten sposób ze mną rozmawia, to ja bardzo dziękuję za rozmowę. Wolę poczekać aż skończy mi się umowa i wtedy zacznę się zastanawiać nad nowym planem. Całkiem możliwe, że u innego operatora.
A wystarczyło tylko odpowiednio posterować rozmową i zgodziłabym się na ten ciut droższy mix.
Ale co chciałam przez to powiedzieć. Nie zdenerwowałam się tak bardzo tym, że już się szykowałam na podpisanie całkiem fajnej umowy, która znowu przeszło mi koło nosa, ale tym, w jaki sposób Pan Telemarketer mnie potraktował.
Nie wiem czy to wynika z tego, że zgodnie ze specjalizacją ze studiów powinnam teraz brylować jako specjalista od PR (czy też komunikacji społecznej), czy też z tego, że zwyczajnie łatwiej dogaduje mi się z przedstawicielkami płci pięknej (no chyba, że ta przedstawicielka łatwiej dogaduje się z mężczyznami - wtedy mam całkowitą pewność, że z nią się też nie dogadam), ale nie cierpię, nie trawię, nie znoszę, kiedy ktoś używa perswazji albo też manipulacji językowych, aby wymusić na mnie określone zachowanie. A tak się składa, że Pan Telemarketer takich chwytów właśnie użył.
Jakiś czas temu moja koleżanka zaczęła pracować jako telefoniczny doradca klienta i wręcz zachwycona była szkoleniem, na którym dowiedziała się "tylu ważnych rzeczy o ludziach".
W domyśle, łopatologicznie przedstawiono jej chwyty erystyczne. Jako mało wybitna albo wręcz marna znawczyni tematu, starałam jej się wytłumaczyć, że te "ważne rzeczy", to tak na dobrą sprawę sztuczki kuglarskie wymyślone przez starożytnych Greków i dokładnie przez nich opisane i każdy przeciętnie inteligentny człowiek zaraz się na nich pozna.
Ona nie chciała mi wierzyć.
Pamiętam jak na studiach miałam obowiązkowe  ćwiczenia z retoryki. Nie byłam nigdy zbyt wygadaną osobą. Zawsze można było mnie łatwo "zamknąć". Ale na tych zajęciach przecierałam oczy ze zdumienia, bo nagle okazało się, że moi tak zwani "wygadani koledzy", wcale nie są wygadani, tylko bardzo umiejętnie używają tychże właśnie chwytów. Przy okazji wykładowczyni podawała przykłady, jak te chwyty odbijać, co wprawiło mnie w jeszcze większe zdumienie.
Właśnie między innymi dlatego cieszę się, że trafiłam na te studia. Żeby coś takiego zrozumieć, mnie potrzebne były studia wyższe, chociaż moi, co niektórzy, koledzy,  nie potrzebowali do tego nawet matury.
Tym właśnie zirytował mnie Pan Telemarketer. Zamiast mnie  słuchać, na siłę starał się wcisnąć mi coś, czego wcale sobie nie życzyłam i użył w tym celu czegoś niedozwolonego, co najprawdopodobniej również łopatologicznie wtłoczono mu do głowy na pewnym szkoleniu.
Nie ukrywam, że sama również przez bardzo krótki czas pracowałam w telemarketingu, ale z powodu braku jakiejkolwiek siły przebicia, no i przede wszystkim z powodu niechęci wobec wciskania ludziom "kitu", w który nawet ja sama nie wierzę, bardzo szybko musiałam z tego zrezygnować.
I tak się zastanawiam. Dlaczego nikomu mądremu nie przyjdzie do głowy, żeby zamiast Panom i Paniom Telemarketerom wtłaczać na szkoleniach "złote  zasady wciskania kitu" nauczyć ich po prostu słuchać drugiej osoby? Zapewniam, że gdyby Pan Telemarketer, zamiast starać się mnie na siłę przekonać do zmiany mixa na abonament i próbując wmówić mi, że mix to bardzo przestarzała forma (mogę sobie być przestarzała - zupełnie mi to nie przeszkadza, mogę być nawet staromodna, co nawet bardziej mi się podoba), bardziej się przyłożył do przedstawienia mi oferty, na którą byłam już zdecydowana, na pewno wyszedłby na tym korzystniej.
No jasne. Przecież wiem, że on pewnie musiał tak mówić, że pięciu szefów go nasłuchiwało, że sprawdzali czy posługuje się odpowiednio konspektem i odpowiednimi sformułowaniami i argumentami,  które zapewne też wyświetlają się na ekranie i że miał pewnie obiecaną premię za wciśnięcie mi tego abonamentu, bo skoro zgodziłam się już na przedłużenie umowy, to sprawdźmy co jeszcze uda mi się wcisnąć. Pytanie tylko czy nikomu w tym jakże pięknie zorganizowanym świecie, nie przyszło do głowy, że chodzi raczej o to żeby nie stracić wiernego klienta, zamiast tego wiernego klienta naciągnąć na jakieś dodatkowe koszty?
Ciąg dalszy nastąpi...kiedyś....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rękopis znaleziony w starych dokumentach

Zabawne jakie rzeczy można znaleźć wśród starych szpargałów, do których nikt normalny nie przywiązuje żadnej wagi. Można znaleźć na przykład taki kawalerski krzyż odrodzenia Polski. Niby nic nadzwyczajnego, bo przecież górnikom nadawano takie odznaczenia zawsze po 30 latach pracy i dlatego nazywany był orderem chlebowym, z racji tego że dawał on prawo do specjalnych dodatków do emerytury. Nie zmienia to jednak faktu, że moja babcia, kiedy mój dziadek przyniósł ten krzyż, wzniosła podobno oczy do nieba wzdychając: "Kolejny krzyż. A coś do tego dostałeś jeszcze?", na co mój dziadek odparł z zadowoleniem "Dyplom", nie rozumiejąc pewnie w ogóle nastawienia babci. No ale co jeszcze można znaleźć w takich szpargałach. Można znaleźć jeszcze świadectwa szkolne dziadków, które raczej nie odznaczały się wybitnymi osiągnięciami, co jednak nie przeszkodziło dziadkom w zrobieniu kariery zawodowej. Można znaleźć również świadectwa różnych działań hobbystycznych dziadkó...

O uprzejmości, życzliwości i dobrym wychowaniu słów kilka

Może na początek wprowadźmy definicję słowa "uprzejmość". Moja ulubiona definicja tego słowa (już nie pamiętam, gdzie ją wyczytałam) mówi o tym, że jest to postawa szacunku, życzliwości i taktu wobec innych osób, przejawiająca się w zachowaniu, mowie i gestach. Jest to cecha charakteru, która pozwala na nawiązywanie i utrzymywanie dobrych relacji z innymi ludźmi. Podstawowymi elementami uprzejmości są szacunek dla innych osób i ich odczuć, życzliwość i gotowość do pomocy, takt i umiejętność unikania konfliktów, a także umiejętność słuchania i zrozumienia innych oraz stosowanie grzecznościowych form i zwrotów. Odkąd pamiętam, zawsze zwracano mi uwagę na dobre maniery. Problem polegał na tym, że kiedy zachowywałam się zgodnie z tymi normami, często byłam przedrzeźniana i wyśmiewana, że jestem zbyt "ugrzeczniona" i "miła". Często też z tego powodu byłam, że tak powiem "zlewana". Kiedy mówiłam otwarcie, że czyjeś zachowanie mi nie odpowiada i że nie ...

Najmłodsza wyborczyni Janusza Korwina-Mikkego

  Najmłodszą wyborczynią Janusza Korwin-Mikkego w 2000 roku byłam ja. Gdybym teraz spotkała siebie osiemnastoletnią, potrząsnęłabym sobą i powiedziałabym jasno i wyraźnie. Sabrina, to, że teraz nie odróżniasz jeszcze poglądów liberalnych od konserwatywnych i wszyscy wokół Ciebie odżegnują się od Lewicy, bo Lewica to "stare, czerwone komuchy", to wcale nie znaczy, że musisz koniecznie zagłosować na szefa ówczesnej Unii Polityki Realnej, z którego światopoglądem nawet teraz się zupełnie nie zgadzasz. Nawet jeśli sama jeszcze o tym nie wiesz. Nawet jeśli otoczona jesteś ludźmi, którzy teraz za słuszne uważają prywatyzację służby zdrowia, edukacji i likwidację podatków, bo dzięki temu benzyna zamiast 3 złotych będzie kosztować 70 groszy (no bo przecież VAT i akcyza to zwykła kradzież, a wszyscy politycy to złodzieje). Wolny rynek przede wszystkim. W tamtym czasie nie było jeszcze powszechnego dostępu do Internetu, gdzie można by za pomocą takiego Latarnika wyborczego sprawdzić, d...